St. George’s, Grenada

20 grudnia 2023, słońce wzeszło o 7:15, zaszło o 17:16, temperatura ok. 30 stopni, pochmurno

Grenada

Grenada to niewielka wyspa na Morzu Karaibskim, otoczona jeszcze mniejszymi wyspami: Carriacou, Ronde Island i Małą Martyniką. Wszystkie one tworzą państwo Grenada, które słynie głównie z uprawy gałki muszkatołowej (40% światowej produkcji, pomimo następstw huraganu, który zniszczył 80% upraw) i kakaowców. Poza tym należy do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, są tam piękne plaże i wodospady, raj dla turystów wszelkiej maści, a szczególnie dla nurków. Poza tym są tam góry porośnięte pierwotnym lasem, żyzna ziemia i mili ludzie, a za niewielkie pieniądze można zostać obywatelem tego kraju. Poza tym wyspa słynie z amerykańskiej inwazji w 1983 roku, o której Clint Eastwood nakręcił agitkę pt. „Heartbreak Ridge” (Wzgórze Złamanych Serc).

Zacumowaliśmy o 8 rano w porcie w stolicy wyspy St. George’s. Miasto liczy wraz z aglomeracją około 35 tysięcy mieszkańców. Ponieważ obiecaliśmy sobie, że nie pojedziemy już na żadne wyprawy po wulkanicznych, górzystych wyspach, więc nie śpiesząc się ruszyliśmy w upalne popołudnie na pieszą wędrówkę (poniżej: nasz statek z lewej, ten z buźką).

St. George’s Port

Z portu widać było remontowany Fort George, nazwany tak w 1763 roku cześć króla Jerzego III, w roku w którym Brytyjczycy przejęli wyspę od Francuzów. Śliczny widok? Cierpliwości, będzie ładniej.

St. George’s Fort

Po przejściu obok napisu „GRENADA” znaleźliśmy się w dłuuugim centrum handlowym, pełnym niewielkich sklepików z przeznaczonymi dla turystów ciuchami, pamiątkami, kapeluszami, butami, torbami, magnesami na lodówki, lokalną biżuterią i milionem dupereli. Ulica przed centrum handlowym wydawała się ładna, na drzewie obok wejścia zamontowany był głośnik, przez który słychać było śpiew ptaków, a oferujący swoje usługi taksówkarze nie byli zbyt natarczywi.

Ulice miasta wznoszą się dość stromo. Bałam się, że nie dam rady, bo moja posklejana noga mocno dawała mi się we znaki po wędrówkach w poprzednich dniach (ogólnie miałam wrażenie, że te kilogramy metalu, którymi mam poskładaną kość podgrzewają się na skutek upału i powodują ból), ale postanowiłam się nie dawać. Ruszyliśmy pod górę po krzywym chodniku mokrym od deszczu. Pierwsze zaskoczenie: paskudne rynsztoki z zieloną zawiesiną, odrapane fasady domów i bezdomne, pokryte krostami psy wałęsające się między jadącymi wolno samochodami.

Na rynku (?) jest wielki, zadaszony targ. Betonowe, brudne stragany nie zachęcają do kupna czegokolwiek, a już na pewno nie jedzenia, które oprócz przypraw i ciuchów było tam sprzedawane. Oczywiście wszędzie słychać było głośne reggae i to chyba był jedyny miły akcent tego miejsca.

St. George’s market, Grenada

W drodze powrotnej jeszcze spotkaliśmy ubraną w tradycyjny strój dziewczynę

Grenada’s traditional dress

Wróciliśmy do naszego pływającego hotelu z ulgą, wiele godzin przed wypłynięciem z portu, rozkoszując się statkowym porządkiem i sałatką z sosem vinegrette. Pożegnaliśmy Grenadę z ulgą w tropikalnej ulewie. Płyniemy dalej, mając do przebycia 433 mile morskie (802 kilometry), prosto na zachód.

Roseau

Nasz przewodnik odwozi nas na ulicę przed wejściem do portu, obok budynku Muzeum. W cieniu stoją policjanci w ślicznych mundurach. Upał nawet dla nich jest wielki, bo zdjęli czapki.

Museum building, Roseau, Dominica

Wysiadam szczęśliwa, że to koniec, choć nogi mam jeszcze miękkie. Obiecujemy sobie z Panem i Władcą, że o ile kolejna wyspa nie będzie płaska jak naleśnik, to nie jedziemy już na żadną wyprawę, choćby nam mieli za to płacić! Koniec z górami i przepaściami, dosyć drżenia o życie na zabójczych zakrętach i pionowych podjazdach!

Roseau, Port entrance

Żeby ukoić skołatane nerwy postanawiamy napić się (tradycyjnie) kawy. W mieście nie jest to łatwe, bo budynki nie zachęcają do odwiedzania ich, a znaleźć bar/kawiarnię/pub potrafią chyba tylko miejscowi.

Wleczemy się powoli ulicami Roseau, patrząc z niepokojem na warunki, w których mieszkają tu ludzie. Dominica leży w strefie huraganów i trzęsień ziemi, dodatkowo ma czynne wulkany i być może nikomu nie chce się, albo nie opłaca remontować tu domów, ale trochę to smutne, że panuje tu aż taka bieda…

Wreszcie, całkiem niedaleko portu słyszymy głośną muzykę dobiegającą z czegoś takiego:

Pub, Roseau, Dominica

Tak, to stąd dobiegają dźwięki świątecznych przebojów granych w rytmie reggae przez kapelę Mikołajów. Wnętrze pubu jest dość ciemne, ale wszystkie stoły i ławy są zajęte, kilka kelnerek w czerwonych czapeczkach roznosi rum w szklaneczkach. Siedzimy i pijemy kawę, przypominając sobie, że nadchodzą Święta, bo w tym klimacie raczej trudno o tym pamiętać. I nagle widzę to:

Roseau pub

Widzicie? Z prawej strony na lodówce? Tak, polska flaga z orłem nawet… Niesamowite, prawda? Pytam Pani Barmanki skąd ta flaga? Mówi że właściciel był kiedyś w Polsce i przywiózł… Jaki świat jest mały 🙂

Roseau, Dominica

Odpływamy o 18.00. Żegnaj Dominico, biedna bogata wyspo. Mamy dziś w nocy do przepłynięcia 199 mil morskich (369 kilometrów). Do następnej wyspy.

Roseau i Dominica

Jedziemy znowu po straszliwie krętych drogach, przepaście nie przestały być straszne, jedynie ruch na drodze prawie żaden. Kilka kilometrów dalej znów się zatrzymujemy – tym razem idziemy w stronę gorących źródeł. Pan Przewodnik nalewa mi w dłoń wodę – jest gorąca i pachnie siarką. Gorące źródła są dowodem na to, że pod powierzchnią wyspy nadal drzemią nieposkromione siły wulkanów.

Dominica

Potem ruszamy z powrotem, okrążając wyspę z drugiej strony. Dominica ma mnóstwo strumieni, potoków, źródeł i rzeczek. Ma tak wiele płynącej wody, że inwestuje w energię wodną. Aż 40 procent elektryczności na wyspie pochodzi z wody! Ale za to homoseksualizm jest zakazany.

Pojawia się coraz więcej domów, droga staje się szersza, zaczynam odzyskiwać wiarę, że wrócimy cali i zdrowi.

Po pokonaniu wielu, wielu zakrętów wreszcie widzimy kres naszej podróży.

Mijamy jeszcze dom prezydenta Dominiki

House of Dominica’s President

Jeszcze spędzamy chwilę w prawie zupełnie pustym ogrodzie botanicznym, w którym można zobaczyć szkolny autobus przywalony przez baobab w czasie huraganu (nikt nie zginął). Wprawdzie zdjęcie mi nie wyszło ale można znaleźć w internecie.

Im bliżej portu, tym domy robią się brzydsze, bardziej zaniedbane, mniejsze i zniszczone, jakby stolica odcinała się od całej niesamowitej urody wyspy. Ulice są wąskie i tak ściśle zabudowane, że nie ma miejsca na rośliny.

Im bliżej portu, tym gęściej. Miasto nazywało się kiedyś Charlotte Town, ale to nie zmienia faktu, że zabudowa jest w stylu francuskim kolonialnym. Stolica jest rozległa, zajmuje około 30 hektarów, ale nie ma tu ani jednego porządnego hotelu.

Dominica

Jedziemy w góry. Nasz przewodnik i kierowca (na zdjęciu poniżej) przekonuje nas, że nie, skąd, żadnych przepaści, spacerek dla staruszka w parku jest bardziej niebezpieczny… Taaa… Dominica jest wyspą pochodzenia wulkanicznego i jak już wiecie z poprzednich sprawozdań, takie wyspy są bardzo górzyste, pokryte stromymi wzgórzami, a jej najwyższy szczyt ma prawie 1450 metrów wysokości, więc jest gdzie się wspinać. Samochód jest stary, ale prawie daje radę wspinać się coraz wyżej.

Our Guide, Dominica

Nasz pan przewodnik jest niesamowity. Zatrzymuje się często i pokazuje nam rośliny swojego kraju: tak rośnie kakao, tu jest awokado (owoce awokado są tu ogromne, to co sprzedają w sklepach jest wielkości pestki tutejszych owoców), tak rosną banany, a to papaje, a ta roślina nazywana jest uszami słonia, a to muszkatel, a tu kwiat migdałowca… zrywa z drzew, daje nam do próbowania lub wąchania. Nachylenie drogi przekracza nasze wyobrażenia, a on zostawia samochód na ręcznym hamulcu, z włączonym silnikiem i idzie w krzaki zbierać dla nas owoce albo trawę cytrynową… Mam zawał, ale co tam, trzeba jechać dalej, prawie ciągle pod górę, wąskimi drogami, gdzie od przepaści nie oddziela nas żadna barierka, gdzie droga skręca pod kątem 45 stopni, z drugiej strony jest skała i właśnie mija nas ciężarówka…

Już dawno nie widać żadnych domów, wydaje się, że już nie można wyżej, ale ciągle jest jeszcze wyżej. Roślinność wokół jest dzika, nieujarzmiona i przebogata, często tworzy nad nami dach, przez który nie przedziera się światło

Po godzinnej jeździe nasz pan zatrzymuje się, ogłaszając postój, można wysiąść, rozprostować nogi, skorzystać z toalety (ostrzega, że toaleta kosztuje dolara, płatne do skrzynki na drzwiach), ewentualnie coś przekąsić, no i zrobić zdjęcie najsłynniejszych wodospadów na Dominice, zwanych Trafalgar Falls (niestety, słabo widoczne z tej odległości, ale nie mamy czasu, żeby jechać bliżej)

In the mountains, Dominica
Trafalgar Falls, Dominica

Rozmawiam z panią, która sprzedaje mydła z niewielkiego straganu (mydła są specjalnością Dominiki, są powszechnie produkowane z różnymi dodatkami, na różne dolegliwości skórne, ale znane są z zawartości siarki), pytam jak się żyje na wyspie. Mówi, że teraz jest trudno, bo ceny bardzo wzrosły, bo była epidemia, ale ogólnie jest nieźle i oby nie było gorzej. Ludzie, którzy nie mają prawie niczego nie narzekają tak często jak my, nażarci Europejczycy. Po kilkunastu minutach ruszamy dalej, i to ruszamy odrobinę w dół.

Roseau, Dominica

19 grudnia 2023, słońce wzeszło o 6:26, zaszło o 17:39, temp. 30 stopni

Roseau, Dominica

Znów strasznie gorąco. Nasz wielki statek zacumował przy niewielkim pomoście prowadzącym do stolicy Dominiki – malutkiej wyspy leżącej w archipelagu Małych Antyli, pomiędzy Guadelupą a Martyniką. Roseau ma około 15 tysięcy mieszkańców, nazwę zawdzięcza Francuzom, choć teraz jest niepodległą republiką i członkiem Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, dzięki czemu jeżdżą tu po złej stronie drogi i mówią po angielsku. Ale poza francuską nazwą miasta przetrwała tu również odmiana francuskiego, zwana patois, której zupełnie nie rozumiem. Jak we wszystkich miastach na Karaibach jest tu głośno i radośnie, muzykę słychać z każdego straganu, sklepu i rogu. Oczywiście niepodzielnie panuje reggae. Nas wita ten siedzący pod parasolem muzyk:

Reggae in Roseau

Wita nas też wymalowany na asfalcie wizerunek narodowego ptaka Dominiki – amazonka cesarska. Muszę o niej opowiedzieć, bo to strasznie smutna historia. Ta papuga mieszka na Dominice i nigdzie indziej na świecie. Mieszka w lasach deszczowych na wyspie i żywi się nasionami, pędami roślin i owocami. Jak wiele gatunków traci swoje siedziby z powodu ekspansji człowieka i oczywiście wycinana lasów deszczowych i za bardzo nie chce się rozmnażać, bo kto by chciał, kiedy dom jest ciągle niszczony? Oprócz tego huragan David z 1979 zniszczył pięć milionów drzew na wyspie, a w kolejnym roku huragan Allen postrącał z drzew wszystkie owoce. W 2012 roku na wyspie zostało około 160, może 200 papug. W 2017 był kolejny huragan Maria, po przejściu którego zostało prawdopodobnie około 50 ptaków. Organizacja ICUN wpisała amazonkę na listę gatunków krytycznie zagrożonych…

Amazona imperialis from Dominica

Fort-de-France, Martinique

c.d. Na Martynice w imieniu Francji rządzi Prefekt. Prefekt to ma klawe życie, bo mieszka w pięknym , białym pałacu, który wyróżnia się bardzo wśród często starych i odrapanych i wymagających pilnego remontu budynków w stolicy

Forte-de-France

Ponieważ nie jestem przedstawicielką firmy turystycznej, więc pokazuję nie tylko piękne miejsca, ale i te paskudne, które raczej nie są zamieszczane w przewodnikach. A Francja, jak wszystkie kraje kolonialne ma wiele na sumieniu, nie tylko w kwestii niewolnictwa, wykorzystywania taniej siły roboczej i ograbiania wszystkich miejsc, w których sprawuje władzę. Większość obywateli tzw. terytoriów zamorskich Francji (Martyniki, Gujany Francuskiej, Reunion i Gwadelupy) żyje poniżej granicy ubóstwa, a większość aktywów należy do potomków białych kolonizatorów. Fala strajków i protestów w 2009 roku, które rozprzestrzeniły się też na sąsiednią Gwadelupę spowodowała, że rząd w Paryżu zgodził się częściowo na żądania protestujących i odrobinę poprawił sytuację czarnoskórej i kreolskiej ludności.

Mimo ciężkich warunków życia, ludzie tu są bardzo pogodni i uśmiechają się, pozdrawiają i chętnie wdają się w rozmowy. Żeby wspomóc lokalną gospodarkę, kupiliśmy na straganie kreolskie przyprawy. Miły pan spytał skąd jesteśmy, zapewne słysząc mój akcent. Powiedziałam, że z Polski i kiedy już zabierałam się do tłumaczenia gdzie to jest, ucieszył się bardzo i wykrzyczał, że Solidarnosc była dla nich wzorem i że kochają Polskę i tańczą mazurki i polki (polka to czeski taniec, ale co tam). Poniżej: oryginalna biżuteria, którą robią z pestek owoców lokalnego drzewa, polerują je i kształtują na różne sposoby:

TownHall, Fort-de-France

Powyżej: ratusz miejski, poniżej: budynek Biblioteki Schoelercher, która w środku też jest piękna, ale niestety była zamknięta:

Fort-de-France, Library

No i tyle o Martynice. Wypiliśmy jeszcze tradycyjnie kawę (bo obiecaliśmy sobie, że będziemy pić kawę w każdym porcie), był taka sobie, ale pani kelnerka była tak miła, że nie napiszę o tym. A, jeszcze o nazwie: jest przeróbką indiańskiej nazwy „Madinina”, oznaczającej „wyspę z wspaniałą roślinnościa”.

POLONICA: w 1959 roku polska szalupa o nazwie „Chatka Puchatków”, prowadzona przez dwóch żeglarzy: Jerzego Tarasiewicza i Janusza Misiewicza dopłynęła na Martynikę z Gdyni, po wielu niesamowitych przygodach. Ta historia jest tak nieprawdopodobna, że gdyby nakręcono o tym film, to mógłby być uznany za zupełny wymysł. Jeśli ktoś chciałby o tym przeczytać (naprawdę warto), to podaję link do tej opowieści: https://pl.wikipedia.org/wiki/Rejs_szalup%C4%85_Chatka_Puchatk%C3%B3w_przez_Atlantyk.

A my mamy do pokonania 52 mile morskie (tylko 96 km) na północ, do następnej wyspy.

Fort-de-France, Martinique

18 grudnia 2023, słońce wzeszło o 6:22, zaszło o17:38, , temp: powyżej 30, temp. wody: 29 st.

Martinique island
Fort-de-France harbour

No i jesteśmy prawie we Francji. Wszyscy mówią po francusku (i po kreolsku), możemy płacić w euro i jesteśmy w Unii Europejskiej.

Martynika jest wyspą o powierzchni 1 120 km2 i ma około 365 tysięcy mieszkańców. Jest oczywiście pochodzenia wulkanicznego, przez to jest okropnie górzysta i ma czynny wulkan Mount Pelee, który od czasu do czasu się budzi (ostatnio w 1902, zabił wtedy 30 tysięcy osób w dwie minuty i kompletnie zniszczył miasto Saint-Pierre). Na wyspie są piękne, dzikie plaże, na południu z białym piaskiem, na północy z czarnym. Uprawia się głównie ananasy, trzcinę cukrową, banany i rum. Na wyspie urodziło się mnóstwo znanych (we Francji) osób, z których znam jedynie Józefinę, pierwszą żonę Napoleona, ale nie cierpię baby, więc nie będę o niej pisać. A, a nazwa Martinique nie pochodzi od imienia Martyna.

Stolica Fort-de-France leży na zachodzie wyspy, w naturalnej zatoce o tej samej nazwie. Fort wybudowano w XVII wieku. Obecnie żyje tu około 90 tysięcy ludzi, głównie pochodzenia afrykańskiego (90%).

Fort-de-France

Mamy euro, znamy język, mamy czas – wyruszamy na zwiedzanie. Po pokonaniu pomostu prowadzącego na ląd jestem już ugotowana. W porcie wita nas ta piękność:

Po kilku kolejnych krokach mam ochotę zawrócić – upał jest straszny i nie do zniesienia, ale obowiązki wzywają, więc od cienia do cienia brnę dalej, po cienistych stronach ulic, przemykając się jak wampir. Ulice są wąskie, często zastawione straganami z ciuchami, przyprawami, kosmetykami i owocami.

Trafiamy na katedrę św. Ludwika, ale nie mam siły zajrzeć do środka, choć drzwi są otwarte… nie, za daleko, trzeba by przejść na drugą stronę ulicy, co nie jest najłatwiejsze. kierowcy tutaj raczej nie kierują się zasadą, że pieszy ma pierwszeństwo.

Forte-de-France, Cathedral

c.d.n.

Basseterre

Prawdopodobnie pierwszym Europejczykiem, który ujrzał wyspę był Kolumb, ale to Anglicy jako pierwsi zaczęli kolonizować St. Kitts (około 1623 roku). Zaraz później zjawili się Francuzi, ale doszli do porozumienia z pierwszymi najeźdźcami, dzieląc wyspę między sobą. Była ona wówczas zamieszkana przez lud Kalinago (Caribs), któremu nie podobały się nowe rządy. Najeźdźcy sięgnęli wtedy po stare, hiszpańskie świadectwa, mówiące o tym, że Kalinago nie są ludźmi… Przy entuzjastycznym poparciu kościoła katolickiego tubylcy zostali eksterminowani, a wyspa zamieniona na plantację trzciny cukrowej. Do jej uprawy ściągnięto tysiące niewolników z zachodniej Afryki, zmuszając ich do katorżniczej pracy na plantacjach. (na zdjęciu poniżej tancerze w tradycyjnych strojach)

Basseterre – traditional dancers, December 2023

Wieka Brytania zakazała niewolnictwa w 1834. Na wyspie St. Kitts uwolniono 19 780 niewolników, na Nevis (leżącej 3 kilometry od St. Kitts) – 8 815. Wyspy uzyskały niepodległość od Wielkiej Brytanii dopiero w 1983, ale pozostały częścią Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Świadczy o tym ten billboard, ustawiony przez największy browar na Karaibach – Carib.

St. Kitts

Basseterre jest stolicą państwa St.Kitts and Nevis. Zostało założone przez Francuzów około 1625, stąd ta nazwa. Jest najstarszym Ma 14 tysięcy mieszkańców i jedną z najtragiczniejszych historii wśród karaibskich miast. Było wielokrotnie niszczone przez trzęsienia ziemi, pożary, powodzie, wojny i oczywiście huragany. Centrum jest ładnie odbudowane, natomiast reszta miasta składa się z mniej lub bardziej zaniedbanych, lub wręcz walących się budynków.

Museum Basseterre – Muzeum w Basseterre

Powyżej: Muzeum w Basseterre, niestety w remoncie. Poniżej: posterunek policji i policja na głównej ulicy:

The Circus – Basseterre

Powyżej: plac The Circus, nazwany tak na cześć londyńskiego Picadilly Circus. Poniżej: Główna ulica w Basseterre.

Main street in Basseterre

Ludzie na wyspie są bardzo mili. Uśmiechają się i zagadują a ja, cierpiąca na niedostatek konwersacyjny chętnie podejmowałam rozmowy. Pewien młody człowiek pytał skąd jesteśmy. Powiedziałam, że z Polski (od kilku dni nie wstydzę się mówić, że stamtąd, dziękuję Tusku), sądząc, że w życiu nie słyszał o takim kraju. A on się ucieszył i stwierdził, że w dzieciństwie czytał książkę „Dzieci Warszawy” i był zachwycony, że spotkał kogoś z tak daleka. Na maleńkiej, karaibskiej wysepce odnalazłam kogoś, kto wie cokolwiek o Polsce… Może dlatego opisuję St. Kitts tak dokładnie, bo chciałabym, żeby w Polsce jak najwięcej ludzi usłyszało o St. Kitts.

Robiło się coraz ciemniej, trzeba było wracać na statek. O 19.00 mieliśmy wypłynąć z portu Basseterre i płynąć 192 mile morskie (tylko 356 km), znowu na południe na kolejną wyspę. Ale to już będzie kolejna historia.

St. Kitts (and Nevis) c.d.

W 2007 roku Amerykanie utworzyli Uniwersytet Medyczny, ponoć najlepszy na Karaibach. Ogromny kompleks budynków położony nad morzem jest chyba najładniejszym obiektem na wyspie. Tuż obok jest Uniwersytet Weterynarii, gdzie w ogrodach pasło się chyba ze dwieście osiołków. Kierowca zapewniał, że nie robią eksperymentów na zwierzętach.

St. Kitts University of Medicine

Po drodze mijaliśmy lotnisko i okoliczne tereny, wypasiony dom prezydenta i tereny parku narodowego, gdzie rosną endemiczne gatunki roślin: dzikie orchidee, sosny, paprocie, pnącze calico i niesamowite drzewa saman

Saman tree, St. Kitts

Zbliżaliśmy się do miasta. Myślałam, że wreszcie skończy się ta szalona jazda po krętych serpentynach, po złej stronie drogi (na St. Kitts obowiązuje ruch lewostronny) i będzie można znaleźć spokojne miejsce z internetem, napić się kawy i ukoić skołatane nerwy, ale wtedy nasz kierowca (młody, czarnoskóry chłopak z pięknymi dredami do pasa) wpadł na pomysł pokazania nam jeszcze jednego pięknego miejsca. Znowu ruszyliśmy wzdłuż przepaści, pod wielką górę… ale było warto:

Left side: Atlantic Ocean, right side: Carabbean Sea

W tym miejscu łączą się wody Oceanu Atlantyckiego (z lewej) i Morza Karaibskiego (z prawej). Teraz już tylko w dół…

c.d.n.

St. Kitts (and Nevis)

17 grudnia 2023, temp. 32, słońce wzeszło o 6:33, zaszło o 17:39, pozycja: Basseterre, temp. wody 28 stopni

Wcześnie rano obudził mnie sms: Witaj Jamaica. Jamaica? Pobiegłam na piąty pokład i zobaczyłam ziemię, nareszcie, po tylu dniach oceanicznej pustki. To, co zobaczyłam nazywa się St. Kitts i jest piękną wyspą położoną na Morzu Karaibskim pomiędzy Wyspami Dziewiczymi a Antigua i Barbuda. I założę się, że nie wszyscy o niej słyszeli.

St. Kitts island

Wyspa ma kształt wieloryba, statek zacumował w porcie Bassterre na południowym wschodzie. Wyspa ma 261 km2 i około 50 tysięcy mieszkańców (ponad 92% pochodzenia afrykańsko-karaibskiego, a tylko 2% Europejczyków). Wyspa jest pochodzenia wulkanicznego, a dzięki temu jest górzysta jak diabli i prawie cała pokryta lasami deszczowymi. Najwyższy szczyt to uśpiony wulkan Liamuiga (1150 metrów, nieźle, prawda?).

St. Kitts harbour

Mieliśmy jechać w te góry i przepaście starym samochodem, który ledwo dawał radę pod górę, silnik rzęził (ostatkiem sił), wąskie, wijące się drogi były dziurawe i nieogrodzone od strony pionowych, skalistych wąwozów. Upał prawie zwalił mnie z nóg, ale pomyślałam, że w górach będzie chłodniej.

Nie było. Po pokonaniu okropnych serpentyn dotarliśmy do miejsca, w którym wytwarza się batik. Zapewne jest to miejsce, gdzie przywozi się wszystkich turystów, ale ceny, tak jak upał, zwalały z nóg (80 dolarów za apaszkę). Za to ogród był piękny, otoczony dżunglą tak gęstą, że poza drzewami nie było nic widać.

Przy drodze walały się śmieci i zepsute samochody, często bez kół i szyb. Domy to głównie sklecone z desek baraki, przed którymi panuje nieład, bawią się dzieci, ustawione są pagórki śmieci. Są też ładniejsze domy, ale zaniedbane i często bardziej lub mniej zrujnowane.

St. Kitts