Piratki z Karaibów

Dzień na morzu

Obiecałam, że będzie o kobietach-piratach. Piratki z Karaibów…

Nie wiadomo, ile ich było, bo kobiety po pierwsze były traktowane jak towar i nie miały prawie żadnych praw, po drugie niechętnie widziano je na statkach, po trzecie prawdziwi piraci mieli tyle szacunku do kobiet, co Konfederacja. Historia zna dwie kobiety, które zostały piratkami na Karaibach i to w dodatku na tym samym statku!

Bermuda Triangle

Rzecz działa się w osiemnastym wieku. Młoda Irlandka, Anne Bonny pozbawiona środków do życia płynie do Nassau i tam poznaje pirata Jacka Rackhmana, zwanego „Calico Jack”. Zakochują się w sobie i wkrótce w przebraniu mężczyzny rozpoczyna piracką karierę u jego boku. Wkrótce okazuje się, że nie jest jedyną kobietą wśród załogi. Również w męskim przebraniu na statku jest Angielka, Mary Read, która przebrana za mężczyznę była marynarzem na statku płynącym do Indii Zachodnich i została przez załogę slupa (slup to rodzaj statku) dowodzonego przez Calico Jacka włączona do pirackiej ekipy. Anne i Mary zaprzyjaźniły się, a załoga zaakceptowała fakt, że wśród nich są dwie kobiety.

Bermuda Triangle

Po kilku latach ich piracka kariera dobiegła końca – na Jamajce Calico Jack i jego załoga zostali pojmani i wkrótce powieszeni. Anne i Mary złagodzono kary – obydwie były w ciąży. Ich dalsze losy nie są dobrze znane. Anne została ułaskawiona, wyszła za mąż i urodziła ośmioro dzieci. Mary zmarła w więzieniu…

Aruba – divi-divi, pelikany i zemsta koralowca

Moja pierwsza plaża na Karaibach… biały piasek, szmaragdowe morze, przejrzysta woda, smród spalin i tłumy. Plaże na Arubie są długie, ale wąskie (czy też szerokie, ale krótkie?), tuż obok biegną ulice i inne drogi, nie wspominając o parkingach na setki samochodów. Wygląda to tak:

Aruba

„Nasza” plaża nazywa się Arashi. Są na niej leżaki i parasole kryte trzciną, ale są już zajęte. Udaje mi się znaleźć miejsce pod palmą, młody człowiek przynosi leżaki i leżymy. Słońce praży tak, jakby chciało wypalić mi dziurę w ramieniu. Jestem posmarowana filtrem 100, ale wieczorem i tak będę cierpieć z czerwoną skórą.

Na palmie siedzą ptaszki i gadają coś.

Pan i Władca postanawia wykorzystać w pełni plażowe atrakcje i postanawia się wykąpać. Pamiętacie co pisałam o koralowcach? Nie można ich niszczyć, zbierać… nie można nic z nimi robić. Niestety, Pan i Władca spotyka na swej podwodnej drodze koralowca właśnie i zupełnie niechcący jego stopa nawiązuje kontakt z tym cennym zwierzęciem. Wygrywa koralowiec – stopa PiW jest spuchnięta i obolała przez kilka kolejnych dni.

Ja tymczasem stoję na brzegu i obserwuję pelikany, które nie zważając na tłum ludzi polują niestrudzenie na rybki, rzucając się w wodę jak pierzaste pociski. Nagrałam krótkie filmiki:

Aruba to jedno z niewielu miejsc, gdzie można spotkać divi-divi. Nazywa się tak drzewa, które rosną głównie tutaj i rosną w bardzo charakterystyczny sposób – w kierunku południowo-zachodnim.

Aruba and divi-divi

Ładne, prawda? Ponoć próby sadzenia tych drzew w innych rejonach geograficznych skończyły się niepowodzeniem. A ja się cieszę, że nie muszę się już suszyć na słońcu i możemy wracać na statek wesołym autobusem, przy przerażających dźwiękach „Rivers of Babylon” Boney M.

Odpływamy o zachodzie słońca, niezmiennie przy wtórze „Sail away” Enyi. Mamy do przepłynięcia 365 mil morskich (676 km) do następnej wyspy.

Aruba i California

Jedziemy paskudnym autobusem na północny zachód wyspy. Pan Kierowca i Przewodnik w jednej osobie raczy nas i wszystkich w promieniu 40 kilometrów rytmami Boney M. (nienawidzę), ale cóż, pasażerowie to głównie Niemcy, więc gratulacje, pewnie zaliczył weekendowy kurs marketingu. Od wrzasku zaczyna mnie boleć głowa. Kiedy już wyjechaliśmy z miasta i strefy hoteli, widoki się zmieniły.

Wielkie, naprawdę wielkie kompleksy hoteli i apartamentów zastąpiły wille stojące wzdłuż nadmorskiej drogi. Niektóre wille są zapewne warte krocie, ale jak sprawdziłam, czasem można coś dostać poniżej trzystu tysięcy dolarów. Ufff, pocieszające.

Te dwa domy podobają mi się najbardziej, a ten z lewej jest na sprzedaż:

Nieco dalej rozciągają się pola golfowe, bo chyba nikt nie wyobraża sobie wakacji bez gry w golfa. Ja sobie nie wyobrażam w każdym razie 😉

Jedziemy i jedziemy, muzyka wyje, po lewej stronie morze, po prawej jakieś zarośla, ale nagle krajobraz się zmienia, kończy się zieleń i ludzkie siedziby, zaczynają się kaktusy i… koralowce. Zbliżamy sie do końca drogi i końca wyspy. Na niewielkim wzniesieniu stoi latarnia morska, zwana California Lighthouse.

Aruba, California Lighthouse

Te widoczne z przodu „kamienie” to są martwe koralowce. Kiedyś wyspa znajdowała się pod wodą i te piękne zwierzęta zasiedliły wyspę, która potem wyłoniła się z morza, a one zostały… Koralowce na Karaibach są pod ścisłą ochroną, nie wolno ich niszczyć w żaden sposób, zabierać, wywozić, kupować itd. Jeszcze pojawią się w tej opowieści…

California Lighthouse, Aruba

Latarnia została zbudowana w 1916 roku i jest najwyższą budowlą na Arubie. Ma 30 metrów wysokości, a na szczyt prowadzą 123 stopnie. Nazwano ją California na cześć brytyjskiego parowca SS California, który zatonął u wybrzeży wyspy w 1891 roku. Trochę spóźnili się z budową.

California Lighthouse, Aruba

California stoi na najwyższym wzniesieniu wyspy. Można stąd podziwiać wody Morza Karaibskiego i kaktusy.

Aruba in winter

Oranjestad, Aruba

„Aruba, Jamaica, ooh, I wanna take ya
Bermuda, Bahama, come on pretty mama
Key Largo, Montego
Baby, why don’t we go?”… Pamiętacie tę piosenkę The Beach Boys? Jeśli nie, to przypominam:

Przepraszam, po prostu musiałam, tę piosenkę znam od… 35 lat i ta „Aruba, Jamaica…” towarzyszyły mi przez lata jako symbol egzotyki w najlepszym wydaniu i nawet nie marzyłam, że kiedyś znajdę się na Arubie. Na ARUBIE!

Oranjestad, Aruba

Ale po kolei. Przypłynęliśmy do Oranjestad wcześnie rano, ale upał był już niemożliwy. Port wyglądał jak jakiś lukrowany torcik, ale ponieważ Aruba należy do Królestwa Niderlandów, więc wiedzieliśmy, że będzie się różnić od reszty karaibskich wysp. To nie jest jedyna różnica. Aruba jest wyspą, na której nie ma naturalnych źródeł wody. Pozyskuje się ją z odsalania wody morskiej, a z powodu niewielkiej ilości opadów, uprawia się… aloes, który jest głównym surowcem eksportowym.

Wyspa nie jest duża, ma powierzchnię około 180 km2, jest pochodzenia wulkanicznego i jest płaska!!! Ponieważ jest płaska, nie ma żadnych przepaści i klifów, więc postanowiliśmy, że pojedziemy zwiedzić wyspę, a później pójdziemy na plażę, żeby choć raz zanurzyć stopy w karaibskich, turkusowo-szmaragdowych wodach. Wyruszyliśmy okropnym autobusem na północ wyspy, mijając po drodze setki hoteli, restauracji, pensjonatów, kompleksów apartamentów i wszystkiego, co ma służyć tłumom turystów, którzy przybywają tu o każdej porze roku. Zgroza.

Banana bus, Aruba

c.d.n.

Chichi i karnawał (w Curaçao)

Być w Curaçao i nie wspomnieć o Chichi to jak być w Watykanie i nie wspomnieć o… dobra, nie powiem co mi przychodzi na myśl. Wracając do Chichi (myślałam, że czyta się cziczi, ale raczej brzmi jak tjitji), to długo nie mogłam pojąć o co właściwie chodzi z tą Chichi, a teraz bardziej się domyślam niż wiem na pewno, ale Chichi można spotkać na wyspie wszędzie – w mieście, na plażach, oczywiście w sklepach, są w różnych rozmiarach i kolorach. Przedstawiam wam Chichi z Curaçao (ta z lewej, obok Pan i Władca):

Chichi to starsza siostra, która się opiekuje gospodarstwem i kobietami w nim mieszkającymi i jest uosobieniem wielkiej miłości i wielkiej troski. Hm…

Połaziliśmy jeszcze po starym mieście i wróciliśmy na statek, postanawiając pierwszy raz zejść na ląd wieczorem. Po zmierzchu okolice portu rozświetliły się światłami, było odrobinę chłodniej i zaczął wieć lekki wiatr. Idealna pogoda i piękne okoliczności przyrody dla obejrzenia pięknej parady rozśpiewanych i roztańczonych mieszkańców. Było bardzo głośno i radośnie i sypał nawet sztuczny śnieg:

Pan i Władca nagrał krótki filmik z tego wydarzenia, niestety uwiecznił na nim głównie (nie wiedzieć czemu) plecy innych ludzi 😦 Ale widok statku w porcie Willemstad też jest super.

AidaMar, Willemstad Curaçao

Odpływamy z Curaçao. Mamy do przepłynięcia tylko 87 mil morskich (161 kilometrów). Spacerek.