Latające ryby, pływające ptaki – dzień 14

16 grudnia 2023, pozycja: Morze Karaibskie, słońce wzeszło o 6:48, zaszło o 17:24, temp. 25 stopni, prawie bezchmurnie, temp. wody: 28 stopni, wiatr 5 km/godz.

Sztorm, przed którym uciekliśmy miał siłę 10 w skali Beauforta, jak poinformował dziś Kapitan. Poza tym znów przestawiliśmy czas o godzinę i w związku z tym od piątej rano nie miałam co robić. Piąty pokład znów został otwarty i mogłam iść na mój taras z widokiem na… Morze Karaibskie. Zauważyłam, że trupia bladość mojej skóry zmieniła się na bladość lekko zaróżowioną, a to za sprawą morskich, przesyconych zapachem soli wiatrów. Za to przestałam się mieścić w niektóre ciuchy, zapewne za sprawą gigantycznej ilości jedzenia, którą pochłaniam.

Po pięciu dniach pustki, dziś pojawiły się ptaki. Niewielkie stado mewo-podobnych, białych i dość dużych ptaków przez cały dzień polowało tuż obok statku, wyczyniając niesamowite rzeczy. Nadlatywały z różnych kierunków i krzycząc głośno rzucały się dziobem w dół prosto w fale, znikając pod powierzchnią wody i wyłaniając się po chwili. Spadały jak białe pociski, z wielką prędkością.

A na powierzchni wody działy się inne cuda – stada białych, latających ryb przemieszczały się błyskawicznie, lecąc tuż nad falami, wpadając z powrotem do wody, by po chwili lotem ślizgowym przelecieć kilka metrów. Cóż, Karaiby…

Jutro zobaczymy ziemię.

Najbliższa nam ziemia to dno – dzień 12 i 13 (ocean)

14 – 15 grudnia 2023, pozycja: środek Atlantyku, słońce wzeszło o 6:27, zaszło o 17:57, temp. 28 stopni, duże zachmurzenie.

Atlantic Ocean from Aidamar

Płyniemy ciągle na zachód z dużą prędkością 19 węzłów. Obudziłam się o trzeciej nad ranem z wielkim bólem głowy. Tak naprawdę była siódma, ale znów była zmiana czasu o kolejną godzinę. W tv zostały tylko cztery programy, wszystkie niemieckie i nudne. Horyzont nadal pusty, choć przez kilka godzin widać było statek – wielkie wydarzenie. Był to rosyjski lodołamacz, a wiemy to dzięki stronie cruisemapper.com, na której są pozycje wszystkich statków pasażerskich na planecie. Nasza pozycja wskazywała na to, że… jeszcze będziemy trzy dni na morzu.

Po śniadaniu bolało mnie już wszystko, upał był niesamowity, a statkiem zaczęło poważnie kołysać. Na wyższych pokładach – a jest ich dwanaście – huśtanie odczuwa się najbardziej. My, biedacy mieszkamy na czwartym, ale i tu trudno było utrzymać równowagę. Walnęłam się więc do łóżka i przespałam prawie cały dzień. Wieczorem zaczęło mnie boleć gardło i czułam że mam gorączkę, więc pobiegłam do przychodni, pani doktor w pięknym, białym mundurze skasowała 96 euro, zajrzała do gardła i dała antybiotyk.

W nocy sztorm rzucał statkiem jak wielką kłodą, ale ja tego nie czułam, walcząc z gorączką. Żeby uciec od wiatru i wielkich fal zmieniliśmy kurs na południowy zachód i rano znów było pięknie. Jeszcze jeden dzień i dopłyniemy.

Kilwater

I dalej na zachód… – dzień 10 i 11(na morzu)

12 – 13 grudnia 2023, pozycja: gdzieś na Atlantyku, słońce wzeszło o 7:30, zaszło o 17:49, temp. 26 stopni, lekkie zachmurzenie.

Dziś przestawimy czas o godzinę do tyłu po raz trzeci. Oznacza to, że obudzę się znowu za wcześnie o trzy godziny i będę czekać cichutko na świt i na śniadanko. Śniadanko zaczyna się od 7:30, kończy około 10-tej i jest jednym z najlepszych części dnia na morzu. Nie twierdzę, że się nudzę, ale niewiele mam do zrobienia w ciągu dnia, oprócz gapienia się na idealnie pusty horyzont, jazdy na rowerze na siłowni i jedzenia. Niewielu pasażerów mówi po angielsku, czy w innych znanych mi językach, więc nie spędzam czasu na ploteczkach czy morskich opowieściach (Andrzeju, jeśli to czytasz, to dziękuję za przypomnienie marynarskiej pieśni). Prawie wszyscy uczestnicy rejsu to Niemcy, reszta to Holendrzy i Szwajcarzy, a jeśli są goście z innych krajów, to nie miałam jeszcze okazji ich poznać.

In the middle of Atlantic

Zakumplowałam się więc z obsługą. Dziewczyny i chłopaki pochodzą z Azji, głównie z Indii, Filipin i Indonezji, a ich znajomość niemieckiego jest równie porywająca jak moja, więc gadamy sobie o pogodzie i o ich krajach, o tym że mają kontrakty jeszcze na osiem miesięcy, że kiepsko im płacą (ale zapominają o tym, że nie płacą za jedzenie i mieszkanie) i że praca nie jest strasznie ciężka, ale godziny pracy są długie i że tęsknią za swoimi wioskami / rodzinami. Niestety, nie jestem w stanie zapamiętać ich imion, choć oni jakimś cudem pamiętają moje.

Czasem myślę, żeby iść i poprosić o jakąś pracę, może marchewkę obiorę, albo obrusy poprasuję… I tak mija czas. Jeszcze trzy dni na oceanie, który jak dotąd jest bardzo grzeczny. I śliczny.

Na zachód! – dzień 9 (na morzu)

11 grudnia 2023. Pozycja: Atlantyk. Słońce wzeszło o 7:01, zaszło o 17:42, temperatura 25 stopni, słonecznie

Mamy do przepłynięcia ponad 5 tysięcy kilometrów, no może teraz trochę mniej. Płyniemy szybko, ponad 19 węzłów, prosto na zachód, kołysząc się łagodnie na niedużych falach. Ocean wokół jest zupełnie pusty, nic w zasięgu wzroku, wielka, niebieska pustka. Siedzę na moim ulubionym piątym pokładzie po cienistej stronie i jak zwykle wypatruję morskich stworzeń, jak zwykle bez powodzenia.

Miejscowa ludność z racji wysokiej temperatury masowo wyległa na najwyższy pokład, gdzie korzysta ze słońca, opalając na czerwono blade skóry.

Z dzisiejszych ploteczek statkowych: Pan i Władca jest chory, kicha i smarka i nawet nie poszedł na kolację. Zużył cały nasz zapas aspiryny, ale późnym wieczorem zadeklarował, że już czuje się lepiej.

Atlantic Ocean, December 2023

Santa Cruz, Teneryfa – dzień 8

10 grudnia 2023, słonecznie, 23 stopnie, wschód słońca 7:46, zachód 18:08

Gorąco… Oczywiście o świcie byłam już na pokładzie, żeby niczego nie przegapić i spotkać się z nową wyspą:

Teneryfa

Zaskoczyły mnie nagie zbocza wyspy i prawie zupełny brak zieleni. Po Maderze ten kawałek ziemi wydaje się być pustynią:

Santa Cruz de Tenerife

Punktualnie o 10 zacumowaliśmy przy Muelle Sur 2 w bardzo zatłoczonym porcie – promy, żaglówki, kajaki, wielkie statki pasażerskie, jachty, łodzie rybackie, małe statki pasażerskie – wszystko to tłoczyło się, cudem nie wpadając na siebie.

Port of Santa Cruz de Tenerife

Santa Cruz jest wraz z Las Palmas stolicą autonomii Wysp Kanaryjskich i największym miastem na Teneryfie (ponad 222 tysiące mieszkańców!). O samych Wyspach nie będę wspominać, bo prawdopodobnie wielu z was już tam było przede mną. W każdym razie Hiszpanie zajęli wyspę w 1402 roku i jak to Hiszpanie, skutecznie eksterminowali rdzenną ludność, a następnie zaczęli uprawiać trzcinę cukrową i banany, odpierając w międzyczasie ataki brytyjskich piratów i flotę niejakiego Nelsona, admirała zresztą.

Teraz w Santa Cruz skupia się przemysł, głównie naftowy i przemysł turystyczny, nasilający się głównie w okresie karnawału, który ma stać się częścią światowego dziedzictwa kultury UNESCO.

Spacerek po mieście:

W kościele św. Franciszka (Iglesia de San Francisco) odbywają się chrzciny:

Church San Francisco, Snata Cruz de Tenerife

Plac Candelaria, gdzie mieści się najstarsza studnia, która kiedyś zaopatrywała w wodę całe miasto. Przy Placu Candelaria (Plac Światła) mieści się też siedziba rządu Teneryfy:

Jeszcze kilka ulic, łącznie z wielką dziurą w ziemi:

I kilka pomników i innych figur, na które natknęłam się podczas męczącej wędrówki w upale:

Nie mogę nie pokazać wielkiej motocyklowej parady Mikołajów:

Santa Cruz de Tenefife, Christmas parade 2023

Jeszcze spojrzenia na Plaza de Espana:

Santa Cruz de Tenerife

i trzeba wracać na statek. Odpływamy o 20. Ruszamy prosto na zachód, a do przepłynięcia mamy 2 710 mil morskich, czyli 5 019 kilometrów. Dokąd? Niespodzianka. Opowiem za 6 dni, bo tyle potrwa podróż przez Atlantyk, prawie wzdłuż zwrotnika Raka.

Port Funchal, Madeira – dzień 7

9 grudnia 2023. Temperatura 25 stopni. Wschód słońca 7:58, zachód 18:01

Długo przed wschodem słońca stałam na pokładzie i czułam delikatny zapach nieznanych kwiatów. Wolno płynęliśmy wzdłuż ciemnego zarysu wyspy, potem ukazały się dalekie światła:

Dopływaliśmy do Funchal, największego miasta Madery, położonego na południu tej cudownej wyspy. Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy w długą drogę z portu do centrum miasta:

Funchal port, december 2023
Funchal port

Wyspa od XV wieku należy do Portugalii. Przeszła różne koleje losu, jak większość wysp „odkrywanych” przez europejskich żeglarzy, ale teraz jest częścią Unii Europejskiej i o każdej porze roku jest tu ciepło i słonecznie, wszędzie rośnie coś zielonego, a ludzie są uprzejmi i wyglądają na zadowolonych. To tyle.

Żartuję! Mogłabym pisać i pisać o tym miejscu, ale choćbym pokazała tysiąc zdjęć, to i tak nie mogłabym oddać urody wyspy. Szliśmy więc nadmorskim bulwarem, pięknie wyłożonym bazaltową kostką i było strasznie gorąco. W ciągu kilku dni, z mrozu i śniegu znaleźliśmy się w upale, zieloności pełnej kwiatów i zapachów. Zresztą, zobaczcie sami – efekt naszej wyprawy wzdłuż południowego wybrzeża:

Wszędzie, na każdym wolnym skrawku ziemi są uprawiane banany. Myślałam, że najwięcej będzie winnic, ale te chyba chowają się w głębi wyspy. Ziemia jest bardzo żyzna, jak na wszystkich wyspach wulkanicznych i chyba nie ma tam roślin, których nie można by uprawiać Mimo zimy wiele jest kwitnących krzewów.

Potem łaziliśmy po mieście w poszukiwaniu apteki, bo Pana i Władcę użarło coś i spuchło mu oko. Neon apteczny pokazał temperaturę 35 stopni… ale pan aptekarz zaordynował maść z antybiotykiem i mogliśmy ruszać dalej. Miasto Funchal, którego nazwa pochodzi od kopru, znane jest najbardziej z tego, że urodził się tam jakiś piłkarz, Ronaldo, czy coś. Wszystko w mieście jest imienia Ronaldo, począwszy od lotniska, skończywszy na muzeum i pomniejszych atrakcjach.

W mieście jest kolejka linowa, która może zawieźć z miasta na górę Monte, gdzie jest między innymi ogród botaniczny:

Funchal cable car

Widzieliśmy pochód mieszkańców ubranych w tradycyjne stroje:

Funchal. Madeira, before Christmas

W tych paskudnych budkach odbywa się targ bożonarodzeniowy, choć dla nas, przy takiej pogodzie święta wydają się kompletną abstrakcją:

Funchal. Madeira, Christmas Market

W Funchal są najpiękniejsze na świecie chodniki. Właściwie w każdym zakątku miasta mogliśmy podziwiać ułożone z bazaltowej kostki dzieła sztuki brukarskiej (wraz z kawałkiem mojego różowego trampka):

Kiedy przyjedziecie do Funchal, zwróćcie też uwagę na malowane drzwi wielu miejskich domów, szczególnie na ulicy Santa Maria. Są to prawdziwe dzieła sztuki drzwiowej.

Polonica: w Funchal mieszkał krótko Józef Piłsudski (od grudnia 1930 do marca 1931). Z okazji imienin dostał z Polski ponad milion pocztówek, które zostały dostarczone przez ORP „Wicher”. Według portugalskiej legendy na wyspie zamieszkał Władysław Warneńczyk po bitwie pod Warną (przypomnę: 1444).

Na południe – dzień 5 i 6

Od 7 do 8 grudnia. Pozycja: Atlantyk. Wschód słońca 8:56, zachód 17:48. Temp. 20 stopni, temp. wody 20 stopni.

Wieczorem wypłynęliśmy z A Coruna prosto w objęcia Atlantyku, który powitał nas powiewem ciepłego wiatru i niewielkimi falami. Przed powrotem na statek wypiliśmy kawę w starej kawiarni, obiecując sobie, że będziemy próbować jak smakuje w każdym z portów. Ta była pyszna

Kawiarnia w A Coruna

Mamy do przepłynięcia 820 mil morskich (1519 kilometrów) do następnego portu. Dni na morzu są zwykle trochę nudne, zwykle wszyscy włóczą się trochę bez celu po pokładach, siedzą w licznych barach i popijają kolorowe drinki, odwiedzają sklepy, gdzie ceny wykraczają poza zdrowy rozsądek. Właściwie poza jedzeniem niewiele jest do zrobienia. Trochę się czuję, jakbym mieszkała w wielkim centrum handlowym z widokiem na ocean.

Średnia wieku pasażerów to jakieś 86 lat. Poza kilkorgiem młodych ludzi z dziećmi wszyscy są hm… w zaawansowanym wieku, wielu porusza się z pomocą chodzików lub kul, albo się nie porusza, bo jeździ na wózkach, a cała reszta łazi lepiej lub gorzej, ale przynajmniej się stara. Właściwie jesteśmy wielkim, pływającym statkiem geriatrycznym z wszelkimi konsekwencjami. Kiedy w Hamburgu przed odpłynięciem zobaczyliśmy cały ten tłum, to nasunęła się jedna myśl… nie wszyscy wrócą. Ale z drugiej strony kiedy widzę te staruszeczki jak zaiwaniają na siłowni, to aż zazdroszczę siły i determinacji.

Na razie płyniemy wzdłuż wybrzeża Afryki. Około 500 kilometrów na wschód jest Maroko. W nocy zmienimy czas, przestawiając zegary o godzinę w tył. Pójdę posiedzieć na pokład nr 5 i popatrzeć na pusty horyzont.

A Coruna – dzień 4

Dzień św. Mikołaja, temp. 13 stopni.

Słońce wzeszło o 7:44, ale ja już na nie czekałam na piątym pokładzie. Statek wpływał właśnie do A Coruna w Galicji. W hiszpańskiej Galicji.

Zaraz potem zrobiło się pochmurno, ale najważniejsze było móc iść po czymś, co się nie kołysze. Miasto stroiło się do świąt, przywitało nas wielką bombką, na której wieszano światełka, wzdłuż większości ulic zwisały świetlne ozdoby:

A Coruna to bardzo stare miasto. Kiedy w drugim wieku Rzymianie wybudowali tu latarnię morską, nastąpił szybki rozwój portu. Ta latarnia morska, zwana Wieżą Herkulesa (wysokość 60 metrów!) jest najstarszą na świecie działającą latarnią. W XVI wieku, po klęsce Niezwyciężonej Armady Brytyjczycy chcieli zdobyć miasto, ale mieszkańcy je obronili, z czego są dumni do tej pory. Potem już nie zapisali się w historii niczym nadzwyczajnym, może poza tym, że pochodzi stąd założyciel firmy ZARA.

Port A Coruna

6 grudnia to w Hiszpanii dzień wolny. Ludzie spacerują po ulicach, siedzą w kawiarniach, gapią się na port i nasz statek, jedyny taki wielki. My też łazimy wolno, zagłębiając się coraz dalej w stare uliczki.

Trafiamy też na ratusz, piękny budynek przed którym miasto zrobiło lodowisko i inne atrakcje dla mieszkańców

W ratuszu można obejrzeć ogromną szopkę, zbudowaną na wzór Jerozolimy z czasów starożytnych, łącznie z miniaturowymi budynkami i dziesiątkami postaci. Niestety zdjęcia mi nie wyszły 😦 Za to koło wejścia do ratusza znalazłam to cudo:

Wędrujemy dalej, coraz wyżej wznoszącymi się uliczkami, a ja jestem coraz bardziej zachwycona tym miastem, gdzie nikt się nie śpieszy, gdzie panuje spokój i cisza.

Docieramy do najstarszej części. Odnajdujemy kolegiatę Santa Maria del Campo, zbudowaną w XII wieku. Jak na taką starowinkę to nieźle się trzyma… i nie mówię o sobie, stojącej przed wejściem

Kolegiata Santa Maria del Campo i ja
Fragment drzwi w klasztorze św. Barbary w A Coruna

Zatoka Biskajska – dzień 3

5 grudna 2023, temp. powietrza 11 stopni, temp. wody 15 stopni, prędkość 16 węzłów

We wczesnym dzieciństwie przyswoiłam trzy podstawowe prawdy dotyczące morza – po pierwsze woda w morzu jest zawsze słona, po drugie baba na statku przynosi pecha i po trzecie na Biskajach zawsze huśta.

Zatoka Biskajska jest ogromna, ma ponad 200 000 kilometrów kwadratowych, a jej głębokość w niektórych miejscach sięga pięciu tysięcy metrów. Jest miejscem, w którym wszystkie wiatry znad północnego Atlantyku, zakręciwszy u wybrzeży Wielkiej Brytanii wieją jak szalone, chcąc zniechęcić żeglarzy do wędrówek. Po piekle sztormu na Morzu Północnym i w Kanale La Manche trudno było wyobrazić sobie, że może być jeszcze gorzej, więc przygotowując się na morskie okropności nażarliśmy się jak bąki i po obejrzeniu kiepskiego przedstawienia w statkowym teatrze poszliśmy spać.

Ranek przywitał nas pochmurnym niebem, niedużymi falami i zamglonym widokiem Bretanii z lewej burty. Tak owiane złą sławą Biskaje zaskoczyły nas łagodnym powietrzem i wodą w kolorze chabrowym. Moja wiara w morskie opowieści zachwiała się i zaczęłam nawet powątpiewać w istnienie syren i Krakena.

Zatoka Biskajska, grudzień 2023

Tego dnia odnalazłam siłownię i spaliłam 100 kalorii jadąc przez 20 minut na rowerze. 100!!!

Jutro nareszcie dopłyniemy do pierwszego portu, po przepłynięciu ponad tysiąca mil morskich (1900 km).

Starej Anglii brzeg – dzień 2

4 grudnia, temp. powietrza ok. 5 stopni, temp. wody – 11 stopni. Pozycja: gdzieś na Morzu Północnym

Statkiem targa wiatr, wszystko trzeszczy, kołysze się i trzęsie. Coś stuka o burty, silniki pracują na najwyższych obrotach, wprawiając w drgania wszystko wokół. Płyniemy z największą osiągalną prędkością dwudziestu dwóch węzłów, żeby uciec przed wielkim sztormem, nadciągającym z północnego Atlantyku. Już teraz fale mają wysokość ośmiu metrów, a ma być jeszcze gorzej, choć trudno w to uwierzyć. Drzwi na pokłady zewnętrzne są zamknięte, za oknami panuje ponury półmrok. Przez zalane wodą okno widzę czasem w oddali światła innych statków, które znikają i pojawiają się niesione wielkimi falami.

Na Morzu Północnym

Jutro mieliśmy dopłynąć do Portsmouth, ale około południa kapitan ogłosił, że z powodu nadciągającego morskiego kataklizmu, zamiast do Anglii, płyniemy do północnej Hiszpanii. Umkniemy w ten sposób przeznaczeniu, które niechybnie by nas dopadło, gdybyśmy nie zmienili kursu. Z Neptunem nie ma żartów, więc pogodzeni z losem poszliśmy zwiedzać statek, o ile zataczanie się od ściany do ściany można nazwać zwiedzaniem.

Statek nazywa się AIDAMAR, jest prawie nowy, został zwodowany w 2012 roku i pływa pod włoską banderą. Kosztował 420 milionów dolarów, może zabrać ponad 2 tysiące pasażerów i ponad 600 członków załogi. Dla nas najważniejsze jest jedzenie, więc odnajdujemy wszystkie restauracje, po drodze odkrywamy kasyno, teatr i pralnię.

Teatr z trzypoziomową widownią

Mijaliśmy majaczące w oddali białe klify Dover, czyli przedzieramy się przez Kanał La Manche, zwany również Angielskim. Przed nami jeszcze cała noc i kolejny dzień na burzliwych, owianych ponurą sławą wodach Zatoki Biskajskiej.