Z portu do stolicy południowej części wyspy jest dość daleko, na pewno za daleko dla mnie, więc po krótkiej naradzie i długich poszukiwaniach przystani wzięliśmy wodną taksówkę (jakby nam było mało wody). Bilet w postaci papierowej opaski na rękę kosztował 4 dolary na osobę i za tę kwotę mogliśmy płynąć do wszystkich „taksówkowych” postojów.
Podróż trwała niecałe 10 minut i wylądowaliśmy na pomoście w stolicy Sint Maarten – Philipsburgu. Nazwa pochodzi od nazwiska szkockiego kapitana holenderskiej floty Johna Philipsa. Miasto ma około 1600 mieszkańców i jest rajem dla zakupowiczów, pełne wolnocłowych sklepów, bazarów i kramów. Oprócz upału miasto przywitało nas wrzaskami jakiejś nawiedzonej kobiety, która na przemian przeklinała i błogosławiła każdego z przechodniów i mapą wyspy na trotuarze
Główna ulica miasta to nadmorska promenada ciągnąca się dłuuuugo i mająca po jednej stronie bary, restauracje, hotele, puby i inne knajpy, a po drugiej plażę i oczywiście morze. Karaibskie. Postanawiamy najpierw zagłębić się wąskie uliczki, pełne poruszających się w żółwim tempie samochodów z francuskimi i sintmartenowskimi rejestracjami. Ładna ulica prowadzi do budynku sądu.
Skręcamy w lewo i w prawo i trafiamy na bazar pełen ciuchów wszelkiego rodzaju. Zwykle nie kupuję niczego, (bo cóż może kupić kobieta, która ma wszystko?), ale dostrzegam wielką, płócienną torbę w stylu Birkin (dziewczyny zrozumieją), która spełni moje marzenia o schowaniu wszystkiego w jednej przepastnej przestrzeni i pytam o cenę. Dwadzieścia… trochę dużo… Pani proponuje osiemnaście… nadal zbyt wiele, moje skąpa dusza każe mi zrezygnować. Dziękuję i odchodzę. Wtedy kobieta ze stoiska obok szepcze do mnie, że sprzeda taką samą za dwanaście… Odchodzę z torbą na ramieniu, słysząc jak kobiety zaczynają się kłócić…
Mijamy parlament wyspy (składa się z dziesięciu członków, wybieranych co cztery lata i obecnie przewodniczy mu Ajamu Baly).
Uliczki są rzeczywiście pełne sklepów i małych barów z karaibskim jedzeniem. Od zapachów aż kręci się w głowie i mam ochotę spróbować tych karaibskich przysmaków. Rozsądek zwycięża i idziemy dalej i dalej, aż kończą się elegancke sklepy, a zaczynają się małe i biedniej wyglądające, w chodniku jest coraz więcej dziur, a ruch uliczny właściwie ustaje. W zaułkach walają się śmieci, domy są bardziej odrapane i robi się jakoś mało wakacyjnie…
Postanawiamy zawrócić i dotrzeć z powrotem na nadmorską promenadę, co okazuje się trochę skomplikowane… Po drodze natykamy się na jeden z pięknych murali:
i na opuszczony dom na jednej z bocznych uliczek. Gdybym miała mieszkać na tej wyspie, to poproszę o ten właśnie dom pod kwitnącym hibiskusem.
Boczne uliczki chyba wszędzie są podobne, zaniedbane, wyludnione, dołujące…
Z tą torbą Ci się udało, konkurencja wyznacza ceny!
Mural faktycznie piękny!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, nie wszędzie. W Niemczech im bardziej boczne, tym bardziej zadbane 🙂 A murali w Philipsburgu jest mnóstwo i są super, uwielbiam murale. Torbę pokażę, jest taka… karaibska 🙂 Całuski Kochana 💝
PolubieniePolubienie
Po przeczytaniu tego tekstu też poczułem zapach z małych barów z karaibskim jedzeniem;-)
Serdeczności.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oboje ostatnio piszemy o jedzeniu, chyba jesteśmy „gourmand”, jak mówią Francuzi 🙂 Buziaki
PolubieniePolubienie
A ja ostatnimi czasy przerzuciłam się na torebki typu plecak, ręce potrzebne albo do kijka, albo do aparatu, ale rozumiem, rozumiem 😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ikroopko, ja nie tylko ostatnio, plecaczki to dla mnie konieczność, choćby z powodu tego kijka, a właściwie dwóch. Ale torba mnie zauroczyła (jeszcze pokażę), jest taka cudownie wielka 🤗 Buziaki
PolubieniePolubienie
O, widzę w tle ulicy mały stary budyneczek (chyba drewniany). Syn mówił, że to ratusz miejski (ten z wieżyczką);) A zdjęcia torby nie widzę 😉 Syn poruszał się po wyspie rowerem (wypożyczył). Taak, zanim się dorobił dziecka i kupił mieszkanie, to miał pieniądze i czas na wyjazdy…;) A ja czekam (na telefon ze szpitala) i dlatego w lecie nie będę się mogła ruszyć nigdzie dalej. To może potrwać pare tygodni, dlatego jeszcze miałam czas. A pojutrze jedziemy (autem) nad Ren i będziemy spływać tym Renem. Mam nadzieję, że bezstresowo i nikt mnie nie będzie tam „ścigał” 🙂 Serdeczności!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ten budyneczek to sąd. Haniu, czyli czekasz na wnuczę? To się będzie działo! Zazdroszczę wyprawy Renem, ale tam teraz powodzie, mam nadzieję, że akurat tam, gdzie będziecie sytuacja jest normalna. Skąd wyruszacie? Życzę stopy wody pod kilem 💛💚🧡
PolubieniePolubienie
Z tym sadem widać coś pokręciłam 😉 Wyruszamy ze Strasburga do Koblencji i z powrotem, w drodze powrotnej mamy coś zwiedzać. Taki luzik rekreacyjny (ale wspaniale karmią) 😉 A na wnuczę niestety nie czekam, tylko na miejsce dla siebie (zabieg). U nas susza okropna, a tam powodzie. Może jednak w tym górnośrodkowym biegu Renu będzie o.k.? Miejmy nadzieję.
PolubieniePolubienie
Dom pod kwitnącym hibiskusem jest niezwykle urokliwy. 🙂
Mógłby stanowić scenerię jakieś powieści.
Ja również ciekawa jestem torby karaibskiej. 🙂 Poproszę fotkę.
I tak murale też uwielbiam i zawsze ich wyszukuję.
Dziękuję za wycieczkę na Sint Marteen. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda, że cudny? W dodatku jest opuszczony i zaniedbany, jakby specjalnie na mnie czekał 🙂 Igomamo, bardzo się cieszę, że mi towarzyszysz . Całuski dla ciebie i Rodzinki
PolubieniePolubienie